wtorek, 23 lutego 2016

Mika TM

Mika 
Wiek: 12 lat
Rasa: Kundelek

Za TĘCZOWYM MOSTEM od 1.10.2014

,,Oczy zamglone bólem i wiekiem, 
nie chcą już nosić sztywne łapy...''


Po odejściu Aresa przez rok czasu wiązałam miśki na sznurkach i udawałam że to mój pies (miałam wtedy 5-6 lat), bardzo chciałam psa. Pewnego lipcowego dnia, sąsiadka pytała czy nie chcemy psa bo ktoś wyrzucił pod sklepem w trawie szczeniaka, nawet jej nie widziałam, prosiłam mamę żeby wzięła mama się zgodziła, zobaczyłam małą włochatą kuleczkę, nie miała nawet 8 tygodni, mama karmiła ją butelką z mlekiem i tak została z nami, miałam 6 lat codziennie wychodziłam z nią na dwór, była ze mną przez cały okres dorastania, przedszkole, szkoła podstawowa, gimnazjum, a nawet początek szkoły średniej, była chorowita, miała padaczkę, chorą wątrobę przez co była otyła. Zabierałam ją wszędzie, nad wodę jak jechałam z braci lub rodzicami, do babci, chodziłam z nią na przeróżne spacery, gdy była już starsza nie opuszczałam jej na krok, była ze mną wszędzie całymi dniami poza domem. Pisząc ten post jest mi bardzo trudno powstrzymać łzy, nie pogodziłam się nadal z jej śmiercią i chyba nigdy się nie pogodzę. ;( 

Wykryliśmy u niej małą gulkę, po jakimś czasie poszliśmy do weterynarza który stwierdził że to rak i trzeba operować bo tak będzie lepiej więc w kwietniu zoperowaliśmy jej tą gulkę ale po operacji było coraz gorzej, rak przerzucił się pod oko, rana coraz bardziej rosła, zrobiła się oślizgła, czerwona, ogromna, wokół słyszałam tylko uśpij tego psa przecież on się męczy, nie dopuszczałam tego do siebie, nie chciałam się żegnać jeszcze nie teraz ;( Weterynarz stwierdził że można podać jeszcze jakieś zastrzyki w postaci witamin (chciał naciągnąć nas na pieniądze), pojechaliśmy do innego weterynarza, gdy ją zobaczył od razu stwierdził że pies bardzo się męczy i już nic jej nie uratuje. To był wyrok śmierci. Zanim tata z moim bratem pojechali do tego weterynarza to myślałam i mówiłam nawet że ona jeszcze wróci, może dostanie jakiś zastrzyk i wróci... Choć sama w to nie wierzyłam. Nie chciała w ogóle wyjść z domu, już wiedziała że do nas nie wróci ;( Bardzo mi ciężko Wam to opisywać, bo pamiętam to jakby to było wczoraj. Taty nie było, ja wyszłam z domu do koleżanki wypłakać się, nagle telefon że Miki już nie ma z nami... Została uśpiona, wszyscy płakaliśmy. Przez trzy dni chodziłam przygnębiona, non stop płakałam gdzieś po kątach żeby nikt nie widział, chciałam być silna. Nie mogłam poradzić sobie z tym bólem i taką ogromną stratą, czułam jakby umarła najbliższa mi osoba. Wiedziałam że muszę mieć kolejnego psa i to natychmiast bo nie mogę wytrzymać bez szczekania, mokrego nosa, widoku psa w domu. Zaczęłam szukać i tak Sara trafiła do nas. Boję się jej straty najbardziej w życiu, nie wiem jak to przeżyje ale staram się o tym nie myśleć.

Nie chce pokazywać Wam jej zdjęcia gdy już miała raka bo wygląda to dość drastycznie, chce żebyście znali ją taką jaką przedstawię Wam ją na zdjęciach. 

Jak miałam Mike to nigdy nie myślałam o tym że kiedyś nadejdzie dzień jej śmierci. Strata przyjaciela jest najgorsza, nikomu nie życzę tego bólu, bólu który towarzyszy mi do dziś.... 


Takie piękne jej zdjęcie mam u siebie w pokoju, jest ze mną chociaż na zdjęciu, mam nadzieję że kiedyś tam na górze się z nią spotkam i że będzie na mnie czekać. Bardzo za nią tęsknie ;(

3 komentarze:

  1. Smutne. Przykro mi. Mój psiak odszedł gdy mial nie cale dwa lata. Weterynarz nie zdażył pomóc.😢

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuje, był bardzo młody, w wieku Sary :(

      Usuń
    2. Współczuje, był bardzo młody, w wieku Sary :(

      Usuń